Do 2023 roku całe dotychczasowe „górskie życie” spędziłem w polskiej części Tatr. Jednak w tym roku wreszcie miałem okazję odwiedzić Tyrol i przejść swoje pierwsze kilometry po alpejskich szlakach 🙂 W czasie takich wędrówek nasunęło mi na myśl kilka spostrzeżeń, które oczywiście są spostrzeżeniami z perspektywy typowego „człowieka Tatr”. Dlatego teraz podzielę się kilkoma z nich. Co mogą zapewnić nam tylko Alpy? Czy są one we wszystkim lepsze od Tatr? A może są pewne aspekty, gdzie to nasze góry wypadają lepiej? Zapraszam na krótkie porównanie – szlaki w Tatrach vs szlaki w Alpach.
Zacznę od tego, że w czasie mojego pobytu w Tyrolu nie chodziłem akurat po tych najbardziej popularnych szlakach. Jednak pod kątem natężenia ruchu turystycznego różnica jest na tyle duża, że po prostu nie mogę jej pominąć. Tak naprawdę dopiero tutaj zrozumiałem, co oznacza samotność (niekoniecznie pejoratywna) w górach. Gdy podchodziłem pod jeden z tutejszych trzytysięczników, byłem dosłownie sam na szlaku. Dodam tylko, że był to lipcowy dzień, a pogoda była naprawdę dobra. Czegoś takiego praktycznie nie da się uświadczyć w sezonie letnim (zwłaszcza w polskiej części Tatr).
Jednak z drugiej strony ma to bardzo proste uzasadnienie. Tyrol to region dosłownie otoczony górami. Kiedy spacerowałem w okolicy schroniska Amberger Hütte, do wyboru miałem co najmniej 20-30 szczytów, a to było tylko jedno z wielu takich miejsc. Obiektywnie trzeba więc przyznać, że polskie Tatry są w porównaniu do Alp po prostu malutkie. Nic więc dziwnego, że ruch turystyczny jest tam zdecydowanie większy, ponieważ turyści po prostu nie do końca mają się gdzie rozejść. Tak już jest i nie zamierzam teraz na to narzekać, ale faktem jest to, że w polskich górach czasami trudno jest odnaleźć prawdziwy spokój (przynajmniej bez wybierania się na szlaki w Tatrach zupełnie poza sezonem lub chodzenia poza wytyczonymi szlakami).
Teraz będzie trochę kontrowersyjnie 😉
Na początku zaznaczam, że wyższe ceny w miejscowościach typowo turystycznych są dla mnie czymś zrozumiałym. Jednak moim zdaniem proporcje mimo wszystko zostały tutaj bardzo poważnie zachwiane. Przykładem mogą być choćby ceny w schroniskach. We wspomnianym już Amberger Hütte za talerz zupy i dużą wodę (zwykłą i gotowaną) zapłaciłem 5 euro. Dla porównania – w tatrzańskich schroniskach duża butelka wody jeszcze niedawno kosztowała około 15 złotych…
Oczywiście temat ten wzbudza duże emocje (zwłaszcza wśród zatwardziałych miłośników gór). Zdarzyło mi się wielokrotnie czytać komentarze, że przecież odpowiedzialni turyści powinni mieć w plecaku co najmniej 5 litrów wody i prowiant na dwa dni, a wysokie ceny w schroniskach są, uwaga, formą „kary dla źle zorganizowanych”. Natomiast ja nie mogę się z tym zgodzić.
Co więcej, tutaj odpada także argument mówiący o wysokich kosztach transportu. Przypominam bowiem, że np. do Morskiego Oka biegnie bowiem betonowa szosa, którą każdego dnia przejeżdżają dziesiątki samochodów (o bryczkach konnych nie wspomnę, żeby się dodatkowo nie denerwować). Natomiast przy podejściu do Doliny 5 Stawów powstał specjalny wyciąg, który ma ułatwić transportowanie dóbr. Podsumowując – ceny mogą być wyższe, ale przebicia rzędu 300 lub 400% są dla mnie grubą przesadą.
Przy okazji, pozostawienie auta na cały dzień w tyrolskiej miejscowości Gries (parking znajdował się tuż przy wejściu na szlak) kosztowało mnie… 3 euro. Przypomnijcie mi proszę, ile teraz płaci się za parking na Łysej Polanie lub Kuźnicach 😉
Tutaj dochodzimy do ciekawej kwestii, ponieważ wreszcie mogę przyznać punkt naszym Tatrom! Przynajmniej w sytuacji, kiedy porównam oznaczenia naszych szlaków z oznaczeniami szlaków w Tyrolu. Ale po kolei.
Być może jest to po prostu kwestia tego, że jestem przyzwyczajony do naszych wielokolorowych oznaczeń. Jednak w Tatrach mamy bardzo dokładne oznaczenia szlaków, które dla poprawy czytelności są oznaczone różnymi kolorami. Dlatego przy pytaniu kogoś o drogę często można usłyszeć np. – „Dalej tam żółtym szlakiem i potem skręcić, a dalej już czerwonym szlakiem”.
W Tyrolu jest zupełnie inaczej. Tam oznaczenia szlaków mają bowiem jednolitą barwę, czyli flagę Austrii. To oznacza, że np. po dwóch stronach rzeki możemy znaleźć identyczne oznaczenia, choć przecież są to zupełnie inne szlaki. Niestety, to może zaskoczyć turystów, którzy będą tam po raz pierwszy (tak, mówię o sobie 😉 ). Z drugiej strony w rozmowach z moimi znajomymi również usłyszałem, że takie oznaczenia są według nich kiepskim pomysłem. Zatem pod tym względem nasze Tatry wypadają o niebo lepiej 🙂
Pod tym względem mogę chyba uznać, że jest remis 🙂 Tak naprawdę zarówno szlaki w Tatrach, jak i w Alpach są dobrze przygotowane, choć ponownie nawiążę tutaj do kwestii oznaczeń, która może nieco skomplikować szukanie trasy w wyższych partiach gór.
Tutaj mam jeszcze jedną ciekawostkę. W Alpach właściciele czworonogów na wiele szlaków mogą przyjść wraz ze swoimi pupilami. Oczywiście nadal nie ma tutaj mowy o swobodnym puszczaniu psów, aby te nie wbiegały np. na krowie pastwiska. Sam widziałem zresztą znaki informujące o tym, że takie zachowanie jest penalizowane grzywną. Dla kontrastu przypominam jednak, że na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego praktycznie w ogóle nie wolno wchodzić z psami. Od tej reguły obowiązują tylko dwa wyjątki – Droga pod Reglami i Dolina Chochołowska. Są to jedynie szlaki w Tatrach, gdzie obecność czworonogów faktycznie jest dozwolona.
Jak widać, takie zestawienie nie jest zero-jedynkowe. Oczywiście Alpy są pod wieloma względami lepszym wyborem niż Tatry. Dla mnie kluczowe jest to, że ich wielkość pomaga w rozłożeniu ruchu turystycznego, przez co na wielu szlakach panuje spokój. Z drugiej strony Tatry mają dla mnie o wiele lepsze oznaczenie szlaków, co jest istotne zwłaszcza podczas wędrówek w wyższych partiach. Dlatego ja polecam po prostu odwiedzenie obydwu pasm górskich i wyrobienie sobie zdania na podstawie własnych obserwacji 🙂
Przy okazji zachęcam Cię do lektury innych moich tekstów oraz sprawdzenia mojej oferty jako copywriter online.
This site is protected by wp-copyrightpro.com