W ostatnim czasie zaczęło do mnie powoli docierać, że staję się copywritingowym dinozaurem. Nie chodzi tutaj jednak o to, że zamieniam się w skamielinę, choć mobilność w stawach czasami każe mi się zastanowić, czy nie ma w tym zdaniu przypadkiem ziarenka prawdy 😉 Piszę jednak o tym, że moje pierwsze zlecenie dotyczące stworzenia tekstu zrealizowałem w 2012 roku. I gdybym napisał teraz, że w tamtych czasach realia były inne, to w zasadzie tak, jak gdybym nic nie napisał. Dlatego w tym krótkim tekście chciałbym Wam przedstawić, jak z mojej perspektywy zmienił się rynek copywritingu i jakie są moje odczucia związane z tymi zmianami.
Okej, zapnijcie pasy, bo ruszamy na małą podróż w czasie. Mamy rok 2012. Wszyscy moi znajomi nieustannie rozmawiają o Euro 2012 i szansach naszej cudownej reprezentacji. W końcu to byłby lekki wstyd, gdybyśmy przed własną publicznością nie wyszli nawet z grupy. Prawda… PRAWDA? 😉
W międzyczasie stacje radiowe katują nas kawałkiem „Somebody I Used To Know”, a na ulicach pojawiają się pierwsze Volkswageny Up!
Jak wyglądał wtedy rynek copywritingu? Z mojej perspektywy w Polsce sama idea pracy zdalnej i freelancingu była wówczas w powijakach. Sama koncepcja pracy dla różnych klientów w nieregularnych godzinach budziła wtedy zdziwienie u około 80% moich rozmówców. Teraz mógłbym uraczyć Was typowo boomerskim – „Kiedyś to było”, ale może innym razem. 🙂
Nie będę jednak hipokrytą i przyznam, że to kultowe hasło dobrze oddaje moje obecne odczucia dotyczące panujących ówcześnie realiów. Pod tym względem, faktycznie, kiedyś to było!
Spora część zleceniodawców była zadowolona z tego, że w miarę dotrzymujesz terminów i nie popełniasz błędów w co trzecim zdaniu. Oczywiście nieco przesadzam, ale podobno hiperbola dobrze sprawdza się przy opowiadaniu takich historii 😉
Wtedy tak naprawdę wystarczyło być dość oczytanym człowiekiem o pewnej kulturze języka, aby zarobić całkiem fajne pieniądze na pisaniu. Co jasne, nie bez znaczenia była także niższa konkurencja, bo np. wielu profesjonalnych redaktorów działało wtedy wyłącznie w agencjach. To jeszcze nie były czasy, kiedy ludzie, jak to jest dzisiaj, powszechnie zdawali sobie sprawę z tego, że pracują przede wszystkim na własny rachunek i własne nazwisko.
Oczywiście jednak żadna zmiana nie może równać się z rewolucją zapoczątkowaną najpierw przez stworzenie, a potem rozwój i udoskonalanie algorytmów AI. Jeżeli ktoś chciał po prostu zarabiać na pisaniu prostych tekstów i zbytnio się przy tym nie przepracować, to moim zdaniem Chat-GPT oraz jego elektroniczni koledzy już wykosili, a w przyszłości zapewne wykoszą jeszcze większą część rynku.
Czy przeszkadza mi to jako copywriterowi? Tak. Czy mnie to dziwi? Absolutnie nie.
Fakty są bowiem takie, że opisane wyżej algorytmy naprawdę sprawdzają się przy dość licznych projektach. Jeżeli ktoś chce po prostu zapełnić swoją stronę treścią, może szybko wygenerować dziesiątki, a nawet setki tekstów. Naturalnie ktoś teraz może powiedzieć, że przecież ich jakość nigdy nie będzie równać się z jakością tekstów przygotowanych przez specjalistów.
I znowu. Czy jest to prawda? Tak. Czy jednak wszystkim będzie to przeszkadzać? Absolutnie nie.
Wynika to z samej specyfiki niektórych projektów internetowych. Nie wszyscy mamy dzisiaj ochotę na przeintelektualizowane ekspertyzy na każdy możliwy temat. Czasami zadowalamy się szybkim, łatwym, może trochę generycznym, ale jednak przystępnym przekazem, który mimo wszystko zapewni nam pewną dawkę wiedzy (mniej lub bardziej sprawdzonej). Wobec tego można uznać, że sama specyfika niektórych projektów oraz ich założenia dopuszczają stosowanie AI jako głównego źródła treści.
Czy to oznacza, że moim zdaniem copywriter za kilka lat stanie obok kołodzieja na wystawie zatytułowanej – „Przedstawiciele wymarłych zawodów”? Oczywiście, że nie. Już wyjaśniam.
Moim zdaniem algorytmy są w stanie odwalić przysłowiową „czarną robotę”, czyli klepać masowe teksty na potrzeby różnych projektów. Problem pojawia się jednak w sytuacji, kiedy do gry musi wejść myślenie abstrakcyjne i szeroko pojęta personalizacja pracy. Oczywiście nie jest tak, że promptu GPT nie można dopasować do swoich potrzeb. Niemniej sama idea działania algorytmów, przynajmniej pod pewnymi względami, mocno je ogranicza.
Jeżeli jakaś firma lub osoba chce postawić na dość unikalną formę przekazu marketingowego albo mocno spersonalizować swój projekt, copywriter zawsze będzie lepszym wyborem. Na (nasze) szczęście algorytmy AI nie są bowiem w stanie tworzyć czegoś samodzielnie. Ich cała moc polega na szybkim zasysaniu treści z dostępnej bazy i przerabianiu ich w konkretny sposób. Nie ma więc tutaj mowy o tworzeniu całkowicie nowych rozwiązań.
Dlatego moim zdaniem przyszłość copywritingu to nie jest tylko pisanie tekstów. Przyszłość copywritingu to według mnie przede wszystkim:
wspieranie procesów kreatywnych;
budowanie indywidualnych przekazów z użyciem myślenia abstrakcyjnego;
wyspecjalizowanie się w konkretnych obszarach (np. relacjach/dokumentach);
kooperacja z AI i poprawianie/wzbogacanie generowanych treści.
Innymi słowy, copywriter będzie niezbędny wszędzie tam, gdzie AI (jeszcze) nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej jakości. To z kolei oznacza, że moim zdaniem hossa w copywritingu się skończyła, a walka o rynkową pozycję będzie bardziej przypominać wojnę niż powolne negocjacje. A jak wiadomo – „Wojen nie wygrywa się obronną taktyką” 🙂
Jeżeli interesuje Cię copywriting lub potrzebujesz pomocy copywritera online, jestem do Twojej dyspozycji – kontakt@twojeteksty.pl.
PS
AI to nie tylko szanse, ale też… problemy. Jeśli masz chwilę, zachęcam do lektury tekstu o mojej zawodowej przygodzie z AI.
This site is protected by wp-copyrightpro.com